Oba nasze ogary urodziły się w 2009 roku - Minuta w marcu, Kontrabas w maju. U hodowców, przy boku mamy, spędziły swoje pierwsze miesiące życia: Minuta 3 miesiące w hodowli Dwór z Szablami, a Kontrabas 5 miesięcy w hodowli Goniwiatr.
W tym czasie nabrały pierwszych życiowych doświadczeń i nauk oraz pewnych nawyków. A potem były już zdane na nas i nasze nieporadne czasem próby wychowania ich na dobre psy :)
W tym czasie nabrały pierwszych życiowych doświadczeń i nauk oraz pewnych nawyków. A potem były już zdane na nas i nasze nieporadne czasem próby wychowania ich na dobre psy :)
Minutka od początku była naszą ukochaną królewną, wymarzoną ogarką, hołubioną i rozpieszczaną. Zresztą w rodzinnym domu też była tak traktowana. Było to szczenię pojętne, wdzięczne i mało kłopotliwe. Poza pogryzieniem kilku butów, poważniejszych strat nie odnotowaliśmy. Rosła zdrowo, chętnie chodziła na spacery, na których nie oddalała się od nas zbytnio. Miło wspominamy wspólne z nią wyprawy do lasu na grzyby, podczas których węszyła sobie, biegając zawsze w pobliżu.
Minuta nie była typem pieska - przytulanki. Troszkę nam tego brakowało, takiego miłego futrzaka wtulającego się w człowieka. Ale to nie ona, o nie! Dama była niezależna i niezbyt skora do okazywania nam uczuć. Taka trochę panna z muchami w nosie;)
Minuta okazała się też bardzo towarzyska i zauważyliśmy, że brakuje jej zabaw z innymi psami. Widać było, że aż głodna była psich spotkań, których niestety nie mogliśmy jej zapewnić, z braku jakichkolwiek psiarzy w okolicy, spacerujących ze swoimi pupilami dłużej niż na szybkie siusiu lub po prostu włóczących się z nimi tak dla samej psiej uciechy po polach i lasach, których pełno wokół.
Z tego też powodu powzięłam myśl o dobraniu Minucie Osobistego Towarzysza Zabaw. Myśl ta kiełkowała powoli, czekając na okazję do urzeczywistnienia się.
Rozważałam wzięcie jakiegoś psiaka ze schroniska lub drogą adopcji. Ale myślałam też po cichu o psie podobnym w typie do Minuty, takim, z którym powinna się fajnie dogadywać z racji zbliżonych cech. O rhodesianie (bardzo mi się podobają), o gończym polskim (to druga rasa z pierwszego wyboru najwspanialszego psa na świecie; tyle że ogar silniej zawładnął mą wyobraźnią), wreszcie o... drugim ogarze.
I stwierdziłam, że najchętniej jednak sprowadziłabym Minucie, naszej królewnie, jakiegoś szlachetnego ogarzego rycerza. Ewentualnie, choć oddanego ogarzego giermka;)
Rozważałam wzięcie jakiegoś psiaka ze schroniska lub drogą adopcji. Ale myślałam też po cichu o psie podobnym w typie do Minuty, takim, z którym powinna się fajnie dogadywać z racji zbliżonych cech. O rhodesianie (bardzo mi się podobają), o gończym polskim (to druga rasa z pierwszego wyboru najwspanialszego psa na świecie; tyle że ogar silniej zawładnął mą wyobraźnią), wreszcie o... drugim ogarze.
I stwierdziłam, że najchętniej jednak sprowadziłabym Minucie, naszej królewnie, jakiegoś szlachetnego ogarzego rycerza. Ewentualnie, choć oddanego ogarzego giermka;)
Rozglądałam się za takimi psami szukającymi nowego domu, nie myślałam raczej o drugim maluchu. Aż trafiłam na ogłoszenie o wolnych szczeniętach w hodowli Goniwiatr. Te szczeniaki to były dość spore już, 5-miesięczne pieski (Minuta miała wtedy 7 mies.). Jedyny miot Korsy NN. Jako zwolenniczka dolewu "świeżej krwi" do mocno zinbredowanej rasy uznałam, że oto pojawia się okazja przysporzenia rasie ciekawego reproduktora, a jednocześnie szansa na drugiego, wspaniałego ogara w domu:)
Pomysł był tyle fajny, co szalony. Uznałam jednak, że takie okazje nie trafiają się przypadkiem i spontanicznie nawiązałąm kontakt z hodowczynią. Po krótkim namyśle, gdy okazało się, że wolny jest już tylko jeden piesek, i to właśnie mój wstępnie upatrzony "wybranek", uznałam, że tak - chcemy go! Nie myślałam o szczegółach, nie dopytywałam wiele. Już go zaocznie pokochałam i nie widziałam żadnych przeszkód ani trudności.
Pomysł był tyle fajny, co szalony. Uznałam jednak, że takie okazje nie trafiają się przypadkiem i spontanicznie nawiązałąm kontakt z hodowczynią. Po krótkim namyśle, gdy okazało się, że wolny jest już tylko jeden piesek, i to właśnie mój wstępnie upatrzony "wybranek", uznałam, że tak - chcemy go! Nie myślałam o szczegółach, nie dopytywałam wiele. Już go zaocznie pokochałam i nie widziałam żadnych przeszkód ani trudności.
I faktycznie dość szybko, dzięki uprzejmości hodowczyni, Kontrabas znalazł się u nas. Zdziwił nas trochę na początku, bo nie był zbytnio podobny do Minuty, no ale w końcu ogarek po NNce ma prawo być ciut inny. Poza tym, jak dotąd innych ogarów niż Minuta nie widzieliśmy na żywo, należało więc zweryfikować naiwne założenie, że wszystkie psy jednej rasy są jak kloniki;)
Bas od początku bardzo fajnie się z Minutą bawił, podgryzał. Ona nie dawała mu spokoju, stęskniona za psim towarzystwem, a on, nawykły do psich zabaw z rodzeństwem, niestrudzenie odpierał te jej zaczepki. W międzyczasie ogryzał też trochę ściany, tapety, swoje posłania.. ale nie bardzo dużo, takie tam.. Największym 'dokonaniem' w tej dziedzinie było rozprucie poduszki. Takiej z pierzem... Cały pokój był biały, jakby śniegu napadało :D
Bas od początku bardzo fajnie się z Minutą bawił, podgryzał. Ona nie dawała mu spokoju, stęskniona za psim towarzystwem, a on, nawykły do psich zabaw z rodzeństwem, niestrudzenie odpierał te jej zaczepki. W międzyczasie ogryzał też trochę ściany, tapety, swoje posłania.. ale nie bardzo dużo, takie tam.. Największym 'dokonaniem' w tej dziedzinie było rozprucie poduszki. Takiej z pierzem... Cały pokój był biały, jakby śniegu napadało :D
Z fajnych różnic między naszymi pieskami: Bas bardzo nas ujął za serce swoją zupełnie inną, niż Minutowa, wrażliwością. Co z niego za pies do przytulania! Ach i och! Nie można chyba być bardziej ukochanym psiakiem - słodkim, cudnym i mniamniuśnym (roztkliwiam sie;) Miał być giermek dla Minuty, a okazało się, że oto mamy Księciunia obok Królewny :)
Co ciekawe, taki milusiński Bas jest tylko w stosunku do domowników oraz kilku lubianych przez siebie osób, do reszty świata nastawiony jest nieufnie i raczej unika bliższych kontaktów. Te ulubione osoby dobiera sobie tylko znanym kluczem, zaskakując nas nieraz wylewnością w stosunku do pierwszy raz widzianych gości.
Z tą nieufnością w stosunku do obcych wiąże się też silny instynkt stróżowania u Kontrabasa. Oj, nie da nikomu nieproszonemu wejść za furtkę, a już na pewno nie do domu. Nasz Ogar Stróż :-) No, chyba że jego ludzie każą kogoś wpuścić, wtedy no cóż... musi odstąpić od obrony "swoich włości".
Poza wspomnianą różnicą w wyglądzie, charakterze i typie wrażliwości, nasze ogarki różniły się też zwyczajami spacerowymi.
Kontrabas z upodobaniem znikał nam z pola widzenia i oddawał się tropieniu zwierzyny. Minuta, kiedyś zapatrzona w nas, teraz zafascynowana swoim idolem Kontrabasem, biegała razem z nim. Fakt, że nie od razu tak się działo, bo na początku psy trzymały się w naszym pobliżu, ale to tylko do czasu, aż Bas dobrze zaznajomił się z okolicą. Błąd, że od początku nie trenowaliśmy z nim przywołania, ale jakoś nie widzieliśmy wcześniej potrzeby takiego treningu, bo Minuta bez tego chodziła wszędzie za nami.
Dopiero wobec problemów ze znikającym nam z oczu na dłużej Basem, a potem i Minutą razem z nim, zaczęłam szukać metod zaradczych. Kontrabas został zapisany na szkolenie klikerowe do "Wesołej Łapki". Na spacerach poszła w ruch linka.
I tak oto powoli, mozolnie, doszliśmy do jako takiego posłuszeństwa.
Pewnie i wyrośnięcie z wieku młodzieńczego ma tu znaczenie. Dość, że w końcu można chodzić z psami na spacery nie martwiąc się, że będą głuche na wołanie. Tyle, że ...trzeba je brać pojedyńczo, bo w dwójkę nadal wpadają w amok i tracą słuch kompletnie.
Może kiedyś i z tego wyrośniemy, ale obawiam się, że niekoniecznie. Może ten typ już tak ma: Kontrabas przy Minucie nabiera nadmiernej pewności siebie i staje się nieustraszonym bohaterem szerokich przestrzeni i leśnych ostępów, Minuta zaś, wpatrzona w Basa jak w obrazek, zapomina, że cokolwiek poza nim istnieje. Zobaczymy, czy z wiekiem się trochę ustatkują...
Kontrabas z upodobaniem znikał nam z pola widzenia i oddawał się tropieniu zwierzyny. Minuta, kiedyś zapatrzona w nas, teraz zafascynowana swoim idolem Kontrabasem, biegała razem z nim. Fakt, że nie od razu tak się działo, bo na początku psy trzymały się w naszym pobliżu, ale to tylko do czasu, aż Bas dobrze zaznajomił się z okolicą. Błąd, że od początku nie trenowaliśmy z nim przywołania, ale jakoś nie widzieliśmy wcześniej potrzeby takiego treningu, bo Minuta bez tego chodziła wszędzie za nami.
Dopiero wobec problemów ze znikającym nam z oczu na dłużej Basem, a potem i Minutą razem z nim, zaczęłam szukać metod zaradczych. Kontrabas został zapisany na szkolenie klikerowe do "Wesołej Łapki". Na spacerach poszła w ruch linka.
I tak oto powoli, mozolnie, doszliśmy do jako takiego posłuszeństwa.
Pewnie i wyrośnięcie z wieku młodzieńczego ma tu znaczenie. Dość, że w końcu można chodzić z psami na spacery nie martwiąc się, że będą głuche na wołanie. Tyle, że ...trzeba je brać pojedyńczo, bo w dwójkę nadal wpadają w amok i tracą słuch kompletnie.
Może kiedyś i z tego wyrośniemy, ale obawiam się, że niekoniecznie. Może ten typ już tak ma: Kontrabas przy Minucie nabiera nadmiernej pewności siebie i staje się nieustraszonym bohaterem szerokich przestrzeni i leśnych ostępów, Minuta zaś, wpatrzona w Basa jak w obrazek, zapomina, że cokolwiek poza nim istnieje. Zobaczymy, czy z wiekiem się trochę ustatkują...